Przejdź do głównej zawartości

Przedstawiamy - Canizales

Dziś mamy coś specjalnego! Wywiad z jednym z najulubieńszych autorów! Oto - CANIZALES!

Zdjęcie z archiwum Autora

Urodził się pan w Kolumbii, teraz mieszka pan w Europie. Wierzę, że istnieje wiele różnic kulturowych. Co jest najbardziej irytujące, a co najbardziej ekscytujące w obu kulturach? Jaki wpływ mają te różnice na pańską sztukę? 

Należę do spokojnych osób, które są raczej cierpliwe, stąd muszę się zatrzymać i zastanowić, co mnie drażni. W Kolumbii najbardziej denerwujące jest chyba to, że nie można się przemieszczać z kraju do kraju bez uzyskania miliona różnych pozwoleń, natomiast w Europie przemieszczanie się jest bardzo łatwe, poza tym odległości są mniejsze. W Europie najbardziej ekscytujące zaś jest to, że mogę dać upust swojej kreatywności przez książki dla dzieci. Dużo trudniej być profesjonalnym artystą w krajach rozwijających się. Tu, w Europie, kraje promują kulturę i sztukę, a to w znacznej mierze przysłużyło się mojej karierze. 


Zdjęcie z archiwum Autora

W jednym z wywiadów wspomiał pan, że jako uczeń w szkole, podczas lekcji rysował pan komiksy. Wiele dzieci, żeby utrzymać skupienie, coś rysuje podczas lekcji (a potem są za to karane), ale niewiele wybiera sztukę jako sposób na życie. Jak było w pana przypadku? Czy rysowanie zawsze było pańskim celem życiowym?

W moim wypadku rysowanie historii bardzo szybko stało się jasno określonym modelem na życie. W domu mojej mamy wciąż zalegają stosy zeszytów z czasów szkolnych, wypełnionych paskami komiksów. Tak, rysowałem cały czas i nawet miałem publiczność - moi szkolni koledzy prosili, żeby pokazywać im najnowsze odcinki kolejnych historii. Ale byłem także dobrym uczniem, udawało mi się uważnie słuchać, podczas gdy moje oczy i ręka zajęte były rysowaniem. Może właśnie dlatego dziś tak bardzo lubię rysować słuchając książek audio albo wykładów.

Zdjęcie z archiwum Autora

Nasi czytelnicy uwielbiają „Mniam!“ - w równej mierze dzieci i dorośli. Wiele razy widzieliśmy zachwyt i radość, a przy ostatniej stronie wszystkim wyrywało się „Oooo! Jakie słodkie zakończenie!“. Jak wyglądała pańska poróż od komiksu do książek dla dzieci?

Jestem szczęśliwy, że czytelnicy poczuli więź z „Mniam!“, przecież nawiązanie więzi z publicznością nie zawsze jest łatwe.
Komiksy publikowałem w gazetach i magazynach tak w Kolumbii, jak i w Hiszpanii. Problem w tym, że kiedy nadszedł kryzys ekonomiczny, wiele z tych mediów ograniczyło swój budżet lub całkowicie zniknęło z rynku. Wtedy przyjaciel, który mieszka w Londynie, zasugerował, że mogę wyrażać się także przez książki dla dzieci. Z drugiej strony miałem okazję odwiedzić targi w Bolonii i byłem oszołomiony widząc wszystkie te możliwości, zatem zacząłem pracować w tym kierunku i odkryłem, że naprawdę to kocham. Teraz wciąż wymyślam jakieś historie, w których chcę opowiedzieć dzieciom o czymś interesującym, zadziwiającym i ekscytującym.



Jest takie powiedzenie, że „jeden obraz wart jest tysiąca słów". Żyjemy w oceanie obrazów i czasem nie jest łatwo znaleźć coś wartościowego. Co pana inspiruje? Co daje panu nowe pomysły?
 
O tak, dziś produkuje się niezmierzone ilości mediów wszelkiego rodzaju, dlatego czasem udaje się znaleźć bodziec w niespodziewanych źródłach... Czasami inspirujące są pewne wiadomości, czasem jakiś film, książka, albo rozmowa z przyjaciółmi, a nawet przechadzki po księgarniach...
Zaobsarwowałem, z pewnym zdziwieniem, że podróżowanie daje mi wiele pomysłów, kiedy wsiadam do samolotu, znajduję się niejako w stanie wymuszonej izolacji, nawet bez internetu, więc mój notatnik, który zawsze mam ze sobą, szybko zaczyna wypełniać się szkicami, literami, notatkami.W moich książkach zawsze widać rzeczy, które mnie jakoś interesują, zajmują, a także potrzebę komunikacji.

Zdjęcie z archiwum Autora




Wiem, że jest pan bardzo zajęty, dlatego zadam już ostatnie pytanie: jakie są pańskie plany na najbliższą przyszłość?

Ten rok zapowiada się ekscytująco, kolejne nowe książki wkrótce ukażą się drukiem.A na dodatek wydałem we Francji swoją pierwszą powieść graficzną dla dorosłych – tak, po raz pierwszy narysowałem coś wyłącznie dla dorosłych! Niedawno też zdobyłem nagrodę V Premio Divina Pastora de Novela Gráfica Social za inną powieść graficzną, nad którą aktualnie pracuję, zatytuowaną „Amazona“.
I oczywiście jestem szczęśliwy, gdyż moje książki zostały wydane w ponad dziesięciu krajach, między innymi w Hiszpanii, Francji, Włoszech, Wielkiej Brytanii, Meksyku, Chinach i oczywiście w Polsce!
Poza tym skupiam się na dwóch aspektach publikacji dla dzieci, książkach ilustrowanych i nowatorskich książkach dla małych dzieci. Chciałbym również ponownie odwiedzić Polskę i zaprezentować najmłodszym czytelnikom „Ta-Da!“ , która, jak wiem, ma się ukazać już niebawem.

Dziękujemy za poświęcony nam czas i okazję, żeby zadać kilka pytań. To wspaniałe doświadczenie.

A dla naszych czytelników jeszcze dwie świetne informacje: "Ta-Da!" ukaże się w kwietniu, a wraz z tą niezwykłą książką pojawi się dodruk "Mniam!".

 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wywiad z Państwem Bogusią i Romanem Schodnickimi z Pasieki Beskidzkiej

  Rozmawiamy dziś z P aństwem Bogusią i Romanem Schodnickimi, którzy zajmują się pszczelarstwem i prowadzą wędrowną pasiekę.   Ule na pożytkach - fot. z archiwum Państwa Schodnickich Jak zaczęła się Państwa przygoda z pszczelarstwem?   Dziadek Bogusi 102 lata temu zbudował dom mieszkalny i zabudowania gospodarcze. Był kolejarzem, prowadzi ł te ż gospodarstwo rolne. Na działce siedliskowej miał ule z pszczołami. W tamtym czasie prawie w każdym gospodarstwie były ule. Dziadek zgin ą ł podczas II wojny światowej , a po jego śmierci hodowle pszczół prowadził ojciec Bogusi. Gdy potrzebował pomocy , delegowany był mąż Bogusi . T o były jego pierwsze kontakty z pszczołami , i tak już zostało. Samodzielne prowadzenie pasieki wi ą za ł o si ę z nauk ą czerpaną z książek, z kurs ów pszczelarskich i od innych pszczelarz y .   Ule na pożytkach - fot. z archiwum Państwa Schodnickich Czym jest wędrowna pasieka?   Od kąd pszczołami żyjącymi w dziuplach, a następ

Wywiad z tłumaczką Izabelą Zając

Izabela Zając (ur. 1981 r.) – tłumaczka języka słowackiego. Ukończyła słowacystykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wykonuje tłumaczenia tekstów użytkowych, tłumaczenia audiowizualne, w jej przekładzie ukazały się dotychczas powieści Ivany Dobrakovovej, Moniki Kompaníkovej i Danieli Kapitáňovej (w tandemie z Miłoszem Waligórskim) oraz opowiadania Mariana Janika i Víťa Staviarskiego (również z Miłoszem Waligórskim). Od niedawna prowadzi w Radiu Kraków cotygodniową audycję dla mniejszości słowackiej w Małopolsce Na slovíčko. Wolny czas lubi spędzać w lesie i na odkrywaniu własnych ścieżek w mieście. Pochodzi z Ustrzyk Dolnych. Mieszka i pracuje w Krakowie. Zdjęcie z archiwum Izabeli Zając Tłumacze to osoby, dzięki którym czytelnicy mogą odkryć inne światy i inne kultury, zagłębić się w tekst, który byłby niedostępny bez wielu lat nauki języka obcego. Jaka była Pani droga do zawodu tłumaczki i skąd zainteresowanie językiem słowackim? Poniekąd zadecydował przypadek. Albo nawet cała seria p

Rozmowa z Simoną Smataną

  Zdjęcie z archiwum Simony Smatany   Jest Pani artystką, ilustratorką i tworzy piękne książki dla dzieci. Wydaje się Pani również bardzo związana z naturą. Pani książki zostały przetłumaczone na ponad 12 języków. Czy może nam Pani opowiedzieć o swojej podróży artystycznej? Moja podróż to proces odkrywania siebie, który trwa przez całe życie. Choć zawsze lubiłam rysować i tworzyć, to dopiero podczas studiów odkryłam swoją pasję do ilustracji i opowiadania historii. Niestety moja rodzina nie postrzegała sztuki jako ścieżki kariery, która umożliwia przeżycie. Mnie samej wydawało się, że tylko kilkoro wybrańców może parać się ilustracją. Gdy spoglądam wstecz, to mam wrażenie, że to zarazem zabawne i smutne, bo tak myślałam, mając sześć lat. W tamtym czasie nie było nikogo, kto powiedziałby mi, że nie tak się rzeczy mają. Teraz jednak wiem, że każdy – jeśli tylko jest wystarczająco zdeterminowany – ma szansę zrealizować swoje marzenia. Po ukończeniu szkoły średniej czułam się zag